Skala zjawiska i ciągle rosnąca ilość oszukanych osób, które
podczas transakcji zakupu zwierzęcia całkowicie zatraciły zdrowy rozsądek i
umiejętność logicznego myślenia, skłoniły mnie do poświęcenia temu zjawisku
uwagi. Jeśli, dzięki przeczytaniu poniższych informacji, choć kilku
potencjalnych nabywców egzotycznego zwierzaka nie da się oszukać – będę
usatysfakcjonowany.
Ten rodzaj oszustwa, ze względu na miejsce swego powstania,
nazywany jest nigeryjskim lub kameruńskim. Wyspecjalizowały się w nim duże
grupy mieszkańców tych odległych afrykańskich krajów (często całe rodziny),
które zawodowo, w poczuciu całkowitej bezkarności, zajmują się wyłudzaniem
pieniędzy od naiwnych Europejczyków, oferując w zamian „wirtualne” dobra w
okazyjnych cenach. Własna pomysłowość i bezczelność pozwala zarobić całkiem
niezłe pieniądze, praktycznie bez ponoszenia kosztów i ryzyka. Jedyne czego potrzebują
to dostęp do Internetu i konto bankowe. Europejskie policje są wobec tego
procederu bezsilne, ponieważ system prawny tych afrykańskich państw skutecznie
uniemożliwia ściganie oszustów. W krajach tych istnieje wręcz moralne
przyzwolenie na „oskubanie” bogatego Europejczyka. Od pewnego czasu również
Polska postrzegana jest jako kraj zamożny i dlatego staliśmy się obiektem ich
zainteresowań. Na polskich portalach coraz częściej pojawiają się ich
ogłoszenia.
Jedną z dziedzin, w której aktywnie działają, stał się
„handel” atrakcyjnymi zwierzętami egzotycznymi. Ograniczenia wynikające z
przepisów o ochronie zwierząt i restrykcje wprowadzone przez wysoko rozwinięte
kraje wywindowały ceny i ograniczyły ich dostępność.
Zwykle każdy polski internauta jest już „zaszczepiony” na
powszechne otrzymywanie mailem spamu w postaci oferty korzyści finansowych w
zamian za pomoc przy odzyskaniu spadku, przejęcia konta zmarłej osoby, itp.
Wiemy już, że są to oszustwa. Jednak często wielu z nas nie kojarzy, że ogłoszenie
o sprzedaży zwierzęcia jest oszustwem tego samego rodzaju, tylko bardziej
ukierunkowanym na określonego odbiorcę.
Oferta okazyjnego zakupu podana w odpowiedni sposób często
wyłącza u potencjalnych nabywców poczucie rozsądku. Oszuści to specjaliści w swoim
fachu, znający się na psychologii. Stosują różnorodne sposoby oszukania swoich
klientów. Ich metody są ciągle modyfikowane, ulepszane, dostosowywane do
konkretnego przypadku i dlatego trudno opisać je precyzyjnie. Są jednak pewne
ogólne prawidłowości rządzące tym procederem.
Wielu z nas marzy o własnej papudze czy małpce. Niektóre
trudno zdobyć i są z reguły bardzo drogie. A tu nagle wspaniała okazja. Ktoś
chce za symboliczną kwotę „oddać” zwierzę, którego musi się pozbyć np. ze
względów rodzinnych lub z powodu braku czasu. Zwykle, ogłoszenia są w języku
polskim, ale ponieważ tłumaczenia dokonywane są przy pomocy internetowych
translatorów, język jest zwykle dość „łamany”. Adres internetowy osoby oferującej
zwierzę jest na którymś z zagranicznych serwerów (najczęściej Hotmail lub
Yahoo). Telefonu brak, a jeśli jest podany, to najczęściej nie odpowiada, a
kontakt bezpośredni można nawiązać wyłącznie pocztą elektroniczną lub poprzez
internetowe komunikatory.
Cena zwierzęcia jest bardzo atrakcyjna – zwykle o połowę
niższa od średniej rynkowej. Często zdarza się nawet, że oddający zwierzę prosi
jedynie o pokrycie kosztów przesyłki i wystawienia dokumentów przewozowych.
Dodatkowo przesyła nam skan dokumentu CITES mający stanowić gwarancję
legalności zwierzęcia. Wtedy potencjalni nabywcy często wyłączają czujność. Nie
daje im to do myślenia, że zarówno w Nigerii, jak i w Kamerunie, hodowle
zwierząt egzotycznych są rzadkością, a zarówno małpki kapucynki, jak i ary
hiacyntowe nie są zwierzętami występującymi w Afryce, lecz na zupełnie innym
kontynencie. Jeśli ktoś zachowałby odrobinę zdrowego rozsądku, mógłby pokazać
otrzymane dokumenty zwierzęcia np. urzędnikowi Ministerstwa Środowiska i wtedy
dowiedziałby się, że dokumenty te wraz z pieczątkami i podpisami są wytworem
„artystycznego rękodzieła” oszusta. Jeden telefon do odpowiedniego urzędu
wystarczyłby, abyśmy też wiedzieli, że nie ma możliwości legalnego importu tego
gatunku zwierzęcia do jakiegokolwiek kraju należącego do Unii Europejskiej.
Ostatnio, więc, naciągacze od początku twierdzą, że oferowane zwierzę znajduje
się obecnie w jakimś kraju europejskim, choć zwykle bardzo odległym od miejsca
zamieszkania potencjalnego klienta. Aby uśpić jego czujność godzą się nawet
niekiedy na odbiór osobisty. Podają wtedy jakiś adres, zdając sobie sprawę, że
raczej nie zdecydujemy się na podróż do Francji, Hiszpanii czy Portugalii.
Często potencjalny nabywca nie chce przesyłać pieniędzy „z
góry”. Wtedy sprzedawca, aby pokazać, że darzy nas zaufaniem, godzi się nawet
na to, abyśmy przesłali mu pieniądze dopiero po otrzymaniu zwierzęcia. Po
dokonaniu wszelkich uzgodnień klient otrzymuje mailem informację, że zwierzę
zostało wysłane i w określonym czasie dotrze na miejsce. Tuż przed tym terminem
zaczynają piętrzyć się problemy. Nabywca otrzymuje maila od władz celnych lub
sanitarnych jakiegoś dużego lotniska, np. we Frankfurcie, z informacją, że
dotarło do nich przeznaczone dla niego zwierzę. Nie zostały jednak dopełnione
pewne formalności. Konieczne jest np. jego przebadanie i wydanie europejskiego
świadectwa zdrowia. Nabywca musi więc natychmiast pokryć koszty tych procedur
(spore, ale niewspółmierne do realnej wartości przesyłki), gdyż w przeciwnym
razie zwierzak zostanie odesłany z powrotem. Podany jest numer konta
„niemieckiego urzędu celnego”, na które należy uiścić stosowną opłatę. Jeśli
adresat przesyłki to uczyni, zaczynają piętrzyć się kolejne trudności. U
zwierzęcia zostaje wykryta jakaś choroba, która wymaga kosztownego leczenia i
zwierzę musi zostać poddane kwarantannie. Trzeba też wystawiać coraz to nowe
dokumenty, itp., itd. Trwa to tak długo, aż wreszcie nabywca zorientuje się, że
padł ofiarą oszustwa i przestaje płacić. Ale to nie koniec. Adresat zostaje
wtedy powiadomiony przez niemiecką policję, że zamówione przez niego zwierzę
przybyło do Europy nielegalnie i jest on w związku z tym podejrzany o udział w
przemycie zwierząt, o czym zostaną poinformowane władze polskie lub UE. Kary
można jednak uniknąć zgadzając się dobrowolnie na uiszczenie grzywny.
Wydawałoby się, że to koniec. Nic podobnego! Pomysłowość oszustów nie zna
granic. Nasz naiwny nabywca otrzymuje wiadomość, że policja w Kamerunie, lub
innym kraju, aresztowała oszusta, który wyłudził od niego pieniądze. Zaczyna
się proces. Na koncie przestępcy zabezpieczono kwotę, która zaspokoi roszczenia
adresata wraz z dość pokaźnym zadośćuczynieniem za doznane krzywdy. Trzeba
jednak pojechać w tej sprawie do Kamerunu lub dać pełnomocnictwo do zastępstwa
procesowego tamtejszej kancelarii prawnej. To, co prawda, kosztuje, ale po
procesie ta opłata również zostanie zwrócona. Jeśli ktoś się na to zgodzi, może
być pewien, że proces będzie toczył się bardzo długo i co pewien czas trzeba
będzie przysyłać dodatkowe pieniądze. Tak, moi drodzy! To, co przeczytaliście
to autentyczna historia. Tak pewien obywatel naszego kraju stracił równowartość
ponad 20.000 złotych, ale nabył rzecz bezcenną – doświadczenie. Znam
przynajmniej kilkanaście podobnych przypadków. Oszukane osoby trafiają w końcu
do mojego sklepu, w celu nabycia wymarzonej papugi czy małpki, choć niektóre
wstydzą się przyznać, że wcześniej dały się tak oszukać. W swojej pracy sam
wielokrotnie spotykam się z podobnymi propozycjami „okazyjnego” nabycia
zwierząt. Studiując ogłoszenia internetowe, obserwuję, że proceder ten nie
tylko nie zanika, ale rozwija się wręcz lawinowo. To dowodzi, że oszukańcze
metody wciąż są skuteczne i przynoszą zyski bezkarnym dotąd oszustom. Ponieważ
jednak świadomość tego procederu staje się coraz powszechniejsza, ewoluuje on.
Coraz częściej zamieszczane są ogłoszenia, już nie oddania, lecz sprzedaży, już
nie tych z górnej półki, takich jak ara hiacyntowa czy małpka kapucynka, ale
powszechnie występujących w handlu - lecz za okazyjną cenę, zwykle około za
połowę ceny rynkowej. Nadal jest to więc okazja. Dotyczy to popularnych
gatunków papug, takich jak ary, amazonki, żako, małpiatek, żółwi, itp.
Zastanówcie się zanim skorzystacie z internetowej oferty.
Mailem można przecież przesłać dowolne zdjęcia zwierzęcia. Otrzymane dokumenty
wystarczyłoby pokazać kompetentnej osobie, która mogłaby nam powiedzieć, że
jest to nic nie warta kartka papieru. Ponadto telefonując do Ministerstwa
Środowiska moglibyśmy dowiedzieć się, że obowiązujące w naszym kraju przepisy
unijne zabraniają sprowadzania papug czy małpek na teren Unii Europejskiej z
innych krajów.
Zakup żywego zwierzaka, to nie to samo co nabycie kosmetyków
na Allegro, gdzie też czasem, mimo, że transakcja jest chroniona odpowiednimi
zabezpieczeniami właściciela portalu i przepisami prawa, dochodzi do
różnorodnych nadużyć.
Kilka razy spotkałem się z opisami podobnych oszustw w
prasie, ale wydaje mi się, że wciąż są one zbyt mało nagłaśniane. Gdy opowiadam
o nich, czasem wzbudzam śmiech i zdumienie jak można być aż tak naiwnym. Ale
dopóki nasza policja jest bezsilna wobec afrykańskich oszustów, wykażmy
szczególną czujność i, jeśli spotkamy się z propozycją kupna małpki za 200
dolarów czy ary za 100 Euro, zachowajmy odrobinę zdrowego rozsądku.